zewnętrznych, ale zawrócił i ogarnął wzrokiem resztę pracowników.
- Was także to dotyczy - oświadczył. - VKF nie prowadzi wakacyjnych obozów. Po jego wyjściu Matthew odczekał trzydzieści sekund i zwrócił się do kolegów: - Bardzo was przepraszam. - Nie ma sprawy. - Katrina Dunn uśmiechnęła się do niego zza deski. Rudowłosa dwudziestoparoletnia Szkotka, znana jako Kat, doszlusowała do firmy przed niecałym miesiącem, - wnosząc - 81 z punktu widzenia Matthew - powiew świeżego powietrza, choćby przez to, że nie zwracała najmniejszej uwagi na duszną atmosferę. - Trochę po hitlerowsku, co? - Czuję się obrażony takim porównaniem - odezwał się Nick Brice swym wytwornym akcentem z Eton. - Ty i tak prawie o wszystko się obrażasz, Nick - zgasiła go Kat. - Bianco jest rygorystą - rzucił pojednawczo młody nadgorliwiec, Robert Fairbairn. - Po prostu nie lubi mięczaków - wtrącił Mark Loftus, utalentowany, lecz nieprzyjemny młody londyńczyk o przyciętych przy samej skórze włosach. Matthew stłumił chęć walnięcia go w brzuch i próbował znów skupić się na projekcie Clapham. - Założę się, Loftus, że gdybyś ty się czymś zatruł - nie dawała za wygraną Kat - to chciałbyś, aby żona została z tobą w domu. - Od Loftusa odeszła żona - wyjaśnił Nick Brice. - Och... - stropiła się Kat. - Przykro mi to słyszeć. - Pociesz się - rzucił Loftus, szczerząc zęby w uśmiechu. - Ona wróci. - Odchodzi od niego co najmniej dwa razy w roku - dodał Brice. Do uszu Matthew dotarło kilka nieprzyjemnych ripost, ale już nie reagował, bo i tak z każdą chwilą pogrążał się coraz bardziej. Zatęsknił - nie po raz pierwszy zresztą - za ciepłą atmosferą berlińskiego biura czy twórczym gwarem nowojorskiej centrali. Ogarnął posępnym wzrokiem deskę. Czuł coraz większą awersję do projektu Clapham i jego ciągnących się w nieskończoność szczegółów. Wcześniej miał nadzieję włączyć się do nowego przedsięwzięcia firmy na Tower Hill, zainicjowanego przez Stephena Steerfortha, ale niestety opuścił kluczowe śniadanie w kwietniu, kiedy to ktoś „zapomniał" przekazać mu wiadomość telefoniczną od Gary Higgins. Praca, jak widać, nie miała stać się jego wybawieniem, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Zerknął na zegarek. Dopiero kilkanaście minut po dziewiątej... Przyszedł mu na myśl czyściec. Gówniane życie, a potem śmierć - przypomniał mu się aforyzm ze szkolnych czasów. Jeszcze osiem godzin tego tutaj - a później do domu. Ledwie wyszedł z biura, zobaczył, że Sylwia macha do niego z okna swego czerwonego peugeota. - Postanowiłam cię podrzucić. A może masz inne plany? 82 - Nie mam. - Otworzył drzwi od strony pasażera i wsiadł. - Rozumiem, że nie przejeżdżałaś tędy przypadkiem? - Niezupełnie - przyznała, przekręcając kluczyk. - Coś w rodzaju zasadzki... Chyba nie masz mi tego za złe?