Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/galeria-sztuki.zgora.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra8/ftp/galeria-sztuki.zgora.pl/paka.php on line 5
się przyśni najbliższej nocy, wolał nawet nie myśleć.

się przyśni najbliższej nocy, wolał nawet nie myśleć.

  • Sylwia

się przyśni najbliższej nocy, wolał nawet nie myśleć.

16 January 2021 by Sylwia

Pan Matwiej skrzypiał piórem i często wycierał pot na łysince, chociaż w kostnicy gorąco nie było na pewno – z uchylonych drzwi chłodni, skąd wysunięto wózek z ciałem policmajstra, ciągnęło mrozem. Wreszcie najnieprzyjemniejsza część pracy była zakończona. Podprokurator kazał odstawić wózek z ciałem na powrót do chłodni i z ulgą przeszedł do sąsiedniego pokoju, gdzie przechowywano rzeczy samobójcy. – Co z nieboszczykiem? – spytał służka zakonny, który wszedł w ślad za nim, wycierając ręce o zasmolony habit. – Na Ziemię zawieziecie, czy tu go pochowają? Sens pytania nie od razu dotarł do Berdyczowskiego. Kiedy zaś urzędnik zrozumiał, że Ziemią nazywa się tu stały ląd, mimo woli zachwycił się obrazowością klasztornej terminologii. Jakby żyli tu nie na wyspach, tylko w niebiesiech. – Zawieziemy. Wracając, zabiorę. Gdzie rzeczy? Gdzie ubranie? W sakwojażu niczego istotnego nie znaleziono. Uwagę śledczego zwrócił tylko imponujący zapas fiksatuaru do podkręcania wąsów i paryski albumik z nieprzyzwoitymi zdjęciami – widać pan Feliks zabrał go ze sobą w drogę, żeby się porozkoszować. O innym czasie i w innym miejscu, na dodatek bez świadków, pan Matwiej sam również przejrzałby rozrywkową książeczkę, ale teraz nie był w nastroju. Szczególną uwagę śledczego zwróciło narzędzie samobójstwa – rewolwer „Smith- Wesson” kalibru 45. Berdyczowski powąchał i poskrobał wewnątrz lufę, sprawdzając, czy jest opalona (była), sprawdził bębenek (pięć kul było na miejscu, jednej brakowało). Odłożył. Zajął się ubraniem, które starannie złożono w kupkę i ponumerowano sztuka po sztuce. Na sztuce nr 3 (marynarka) poniżej lewej górnej kieszeni widoczna była dziurka z opalonymi brzegami, tak jak być powinno przy strzale z najbliższej odległości. Matwiej Bencjonowicz złożył ze sobą otwory na sztukach nr 5 (kamizelka), nr 6 (fufajka), nr 8 (koszula) i nr 9 (podkoszulek). Wszystko pasowało do siebie dokładnie. Na koszuli, podkoszulku i częściowo na fufajce dało się dostrzec ślady krwi. Jednym słowem, obraz był oczywisty. Samobójca trzymał broń w lewej ręce, mocno wygiąwszy nadgarstek. Właśnie dlatego kanał wlotowy kuli zmierzał w prawo i ku górze. Wydawało się to dość dziwne: o ile prościej byłoby wziąć rewolwer obiema dłońmi za rękojeść i skierować długą lufę prosto w serce. Zresztą i sam postępek był, najdelikatniej mówiąc, dziwny – nikt przy zdrowych zmysłach sam się przecież dziurawić nie będzie. Pewnie nacisnął spust jak popadło i palnął... – A to co? – spytał Berdyczowski, podnosząc dwoma palcami białą damską rękawiczkę, opatrzoną metryczką z numerem 13. – Rękawiczka – obojętnie odpowiedział służka klasztorny. Podprokurator westchnął i sformułował pytanie ściślej: – Skąd się tu wzięła? I dlaczego zakrwawiona? – A bo ona u niego na piersi pod koszulą leżała. – Mnich wzruszył ramionami. – Światowe głupstwa. Cienki jedwab przy bliższej obserwacji też okazał się przedziurawiony. Hmm. Od wniosków na temat rękawiczki pan Matwiej postanowił na razie się powstrzymać, ale odłożył intrygującą rzecz na bok, tam gdzie leżały listy i rewolwer. Spakował potrzebne do śledztwa przedmioty do sakwojażu Lagrange’a (trzeba było przecież jakoś je nieść) i zostawił w protokole odpowiednie pokwitowanie. Mnich cichutko podśpiewywał coś w sąsiednim pomieszczeniu i szerokimi ściegami cerował brzuch starca. Berdyczowski wsłuchał się i zrozumiał: – „Płaczę i szlocham, kiedy tylko o śmierci pomyślę i w trumnie widzę leżącą, na obraz Boży stworzoną, naszą urodę nieskładną, niesławną, wyglądu niemającą...” W kieszeni zadźwięczał breguet: raz głośniej, dwa razy cichutko. Doskonała maszynka, prawdziwe cudo szwajcarskiego geniuszu mechanicznego, otrzymane w darze od ojca Mitrofaniusza na dziesięciolecie ślubu. Dźwięki oznaczały, że teraz jest wpół do drugiej po południu. Czas było iść do przełożonego Nowego Araratu. * * * Rozmowa z ojcem Witalisem okazała się krótka i nieprzyjemna. Archimandryta, spotykając się z urzędnikiem gubernialnym, już był w stanie silnego

Posted in: Bez kategorii Tagged: mąż martyny wojciechowskiej, swetry doroty szelągowskiej, róż na policzki jak nakładać,

Najczęściej czytane:

Ścisnęło ją w gardle, kiedy zobaczyła, że Lorenzo mówi pacierz.

- Chciałam, żeby o nas wiedzieli... - Wejdziemy do kościoła? - spytał Lorenzo. - Nie. Tam już trwają przygotowania do ślubu i nie chciałabym... ... [Read more...]

koszmarze.

- To wszystko? - spytał Hughes, kiedy jego klient skończył. - Mało panu jeszcze? - No nie, wystarczy. - Prawnik odchylił się na swym obrotowym ... [Read more...]

- Bardzo to miłe - przyznał już w ich pokoju. - Naprawdę chętnie

podszyłbym się pod ofiarodawcę, ale prawda jest taka, że nic ci nie wysyłałem. - Wcale nie musiałeś. Postawiliśmy sobie po drinku przed ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 galeria-sztuki.zgora.pl

WordPress Theme by ThemeTaste